sobota, 7 czerwca 2014

Dzień jak codzień czyli próba optymizmu

 
...przed paroma dniami...

   Wyobraźcie sobie pasmanterię, dużą i dobrze zaopatrzoną. Co ja mówię, bardzo dobrze zaopatrzoną, żeby nie powiedzieć świetnie. No i jak, już ją widzicie? Dobrze, teraz wyobraźcie sobie w niej mnie. Skojarzenie samo się nasuwa - szaleństwo. Najpierw stanęłam przy półkach z włóczkami, wełenki prawdziwe, moherki na chusty i szale, anilanki i akryle w pięknych kolorach. Wrzuciłam co się dało do koszyka i pognałam kurcgalopkiem dalej. Wyhamowałam z wizgiem dzikim przy kordonkach, pełny asortyment Ariadny i Altin Basak. Kiedy zobaczyłam, że są nawet chusteczkowe, w oku zakręciła mi się łza wzruszenia. Upchałam do koszyka co się dało i popychana silnym imperatywem posiadania, udałam się wgłąb sklepu. Nabyłam jeszcze kilka tkaninek  i nagle zobaczyłam wstążki. Oj, czego tam nie było - satynowe i bawełniane, gładkie, lśniące i matowe, w krateczkę i w paseczki... długo można by wymieniać. Przystanęłam i zadumałam się nad wyborem, kiedy w rozmyślaniach nad tak ważną kwestią, zaczął mi przeszkadzać jakiś hałas. Rozejrzawszy się, stwierdziłam, że źródło musi być gdzieś dalej. Starałam się skupić nad wstążkami, ale rumor był coraz głośniejszy... i coraz głośniejszy... I CORAZ GŁOŚNIEJSZY...

   Obudziło mnie szczekanie psa i śmieciarka. Próbowałam jeszcze zamknąć oczy i wrócić do mojej wyśnionej pasmanterii, ale niestety plan spalił na panewce. Psica ujadała jak szalona, podekscytowana, hurgoczącym potworem, który podkradał zawartość naszego kubła. Już, już miałam zacząć pomstować na cały świat, ale... przypomniałam sobie o moim postanowieniu. W końcu optymistce nie wypada witać nowego dzionka niecenzuralnym słownictwem, rodem spod budki z piwem. Rada nie rada wstałam z promiennym uśmiechem i nietypowo postanowiłam zacząć ten dzień od śniadania. Otworzyłam lodówkę i czas jakiś zawisłam, podziwiając resztki jej zawartości. Przyznaję się szczerze, na śniadanie nigdy nie mam ochoty, jem je z obowiązku. Toteż wyciągnęłam plasterek wędliny, dołożyłam do niego kawałek pieczywa i przystąpiłam do parzenia herbatki, która smakuje mi zawsze o każdej porze dnia i nocy. Zasiadwszy do stołu, poczęłam śniadać. Pierwszemu łykowi herbatki towarzyszyło dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, ale co? Powąchałam wędlinę, pomacałam pieczywko, wzięłam następny łyczek herbatki, smakując go długo i szczegółowo. Wszystko było w porządku. Westchnęłam i pomyślałam, że chyba pani Magister miała rację i najwyraźniej nie tylko moja cera, ale i ja sama zaczynam się starzeć. Zabrałam psicę na spacer a po powrocie zainspirowana cudnym snem, wzięłam się za haftowanie. Wiadomo przy miłym zajęciu czas szybko płynie, ani się obejrzałam jak była już pora obiadowa. Udałam się do kuchni i postanowiłam ponownie zlustrować zawartość lodówki. Otworzyłam, nie znalazwszy nic ciekawego już miałam zamknąć jej podwoje, kiedy ze zdwojoną siłą uderzyło mnie wrażenie, że coś jest nie tak. Zesztywniałam cała a mój wzrok powędrował do góry, szukając wyświetlacza... zamiast temperatury były na nim kreseczki. Zamknęłam  i otworzyłam ponownie, hołubiąc gdzieś na dnie duszy nadzieję, że to jeno zwid jakowyś. Nic z tego, kreseczki były a chłodzenia w lodówce ani śladu.
   Potem nastąpiło kilkanaście godzin wypełnionych licznymi konsultacjami, po których to zyskiwałam to znów traciłam resztki nadziei. Ostateczna diagnoza zapadła nazajutrz. Moja chłodziareczka Nordline padła śmiercią naturalną i chociaż miała ledwie 8 lat, to ponoć była lodówkowym Matuzalemem, bo jak zostałam poinformowana sześcioletni sprzęt chłodzący jest już w wieku nader sędziwym.
   Jeszcze w żałobie ale jako obowiązkowa optymistka, z okrzykiem na ustach - "Umarł król, niech żyje król!"- udałam się wraz ze Ślubnym się do pobliskiego miasteczka po nowy sprzęcik.  Po wizytach w kilku sklepach ze sprzętem AGD, doszłam do wniosku że z marszu mogę grać słodką idiotkę (producentów filmowych, tudzież reżyserów zapraszam), bowiem tak mnie w nich potraktowano. Zniesmaczona, opuściłam ich niegościnne progi. W ostatnim sklepie, kiedy Ślubny już stracił nadzieję, że kiedykolwiek uda nam się nabyć nowy sprzęt, zobaczyłam wizualizację moich pragnień i wymagań, jeszcze dyskretne zerknięcie na cenę i mały test sprzedawców. Zakup został dokonany.
Dokształciwszy się w internecie, wiem że nie  powinnam się do niej przywiązywać, bo jej żywot pewnie nie będzie zbyt długi...

Zainspirowana snem pasmanteryjnym, stworzyłam taki oto obrazeczek. Miał powstać jako odskocznia od serc, ale wolny od nich nie jest ;) Obszyty niebieską krateczką. Można go powiesić na drążku a co najważniejsze prać bez problemu.
















29 komentarzy:

  1. Olá...
    Esse bordado está belíssimo!
    Voce tem o gráfico?
    Parabéns, amei!
    Um abraço,
    Ivete

    *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrigado por suas amáveis ​​palavras :)))
      Eu tenho um plano. Digite seu endereço de e-mail, ele vai mandar você :)
      Saudações quentes!

      Usuń
  2. Niezły sen... A co do sprzętu AGD, to czasem odnoszę wrażenie, że dziś celowo robią go tak, by za długo w domu nie postał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzę trwałość sprzętu AGD jest tajemnicą poliszynela ;)
      A sen ... no cóż jak marzenie...
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  3. Czytając opis Twego snu myslałam sobie, że pieknie iż są w zyciu takie chwile radosnego i dziecięcego wręcz spełniania marzeń a potem, gdy sie juz wydało, że to sen, stwierdziłam, że i dobre sny (na osłodę!) są czymś przyjemnym. Kiedyś tak lubiłam buszować w sklepach plastycznych i też mi sie to potem często śniło....
    A co do lodówki, to przerażajace, że te nowe ustrojstwa tak krótko wytrzymuja. Wobec tego drże o moją chłodziarkę czterolatkę. Nie wiem, jakbym sobie dała radę bez niej, bo to w niej właśnie jajca przechowuję. Mam wprawdzie jeszcze jakaś mała, starą, ruską, po poprzednim właścicielu. działająca, ale denerwującą bo co dwa tygodnie musze ją odmrażać. Kiedys ludzie mieli z tym spokój. Ot, wszystkie chłodzenia załatwiała zmyslna piwniczka ziemna i nie trzeba było zadnej elektryki. Do dzisiaj we wsi pare osób ma takie cuda. Aż im zazdroszczę!
    Serdecznie pozdrawiam CieZosiu o słonecznym poranku niedzielnym i dobrego dnia życzę!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż,powiem Ci szczerze, że sny są piękne ale wolę spełnianie marzeń na jawie ;)
      Co do lodóweczek ta zepsuta, to już była druga z tych "nowych, lepszych" sprzętów. Jej poprzedniczka wytrzymała jak w zegarku pięć lat, więc ta i tak wykazała się długowiecznością. Gdzie są sprzęty z tamtych lat... !
      Ziemianki są świetne, ale ja homo civilisatus nie wyobrażam sobie, żebym wszystkiego nie miała pod ręką w kuchni. A na kradzieże ludzie się nie skarżą? U mnie w wiosce też takie mieli, ale polikwidowali, właśnie ze względu na częste kradzieże.
      Dzięki za słoneczko i życzę Ci Olgo pogodnego i spokojnego tygodnia!

      Usuń
  4. Śliczny hafcik!!!
    Serdecznie pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Życzę Ci, Zosiu, by Twój sen kiedyś się ziścił!:))
    Haft jest piękny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby Twoje słowa padły w dobrą godzinę!
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  6. Hafcik uroczy, a co do sprzętu, to Sztukoteka ma rację. Teraz specjalnie produkuje się nienaprawialny sprzęt AGD. Radziecka lodówka mojej mamy jest niezniszczalna, a ja mikser eksploatowałam intensywnie przez 25 lat. Nawet wysłałam podziękowanie do "Zelmera". Obyś Zosiu na mocny egzemplarz lodówki trafiła, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zużyłam dwa Zelmery - roboty kuchenne nowej generacji i trzeci kupiłam najtańszy w markecie. O dziwo okazało się, że nadal działa :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  7. Zosienko, ogromnej pieknosci hafcik. Lodowce zycze dlugiego zycia, wbrew internetowym prognozom.
    My dzis bierzemy udzialw niecnym procederze-palenia czarownic..Chc i bez ognosk smazymy ssie z goraca.
    Gorace zatem pozdrowienia zasylam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Palenie czarownic?! To ja muszę uważać ... mnie się czasem podejrzewa o zdolności "para"...
      Obiecane słoneczko dotarło, w cieniu mam 33 stopnie :)))
      Nareszcie gorące pozdrowienia zasyłam ! :)))

      Usuń
  8. No super "Serducho". W Pasmanterii to ja też dostaję dzikiego amoku. Kiedy czytałam o tych wstążeczkach już miałam nadzieję, że znalazłaś jedwabne, ale.... ta śmieciara, holewcia.
    W całej Polsce nie ma jedwabnych wstążeczek, a te najlepiej do haftu się nadają. Są na E-bayu, ale strasznie drogi... odpuszczam na razie.
    Z lodówką faktycznie pech. Grunt, że w tym samym dniu udało Wam się kupić nową. My od paru miesięcy szukamy pieca elektrycznego i ciągle nam coś z tymi "znalezionymi" nie tak. Dobrze, że stary jeszcze chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, niestety zbyt drogie materiały omijam dużym łukiem... przez co inwencja mi się rozwinęła. Choć czasem marzy mi się, polecieć tak po najmniejszej linii oporu ;)
      O jaki piec chodzi? Przepraszam, ale ciekawość to moje drugie imię ;)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  9. Ach, jaki piękny sen. Przypomniała mi się wizyta w hurtowni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hurtownia ! Łezka w oku się zakręciła... coby tak chociaż raz tam się dorwać... Toż by było używanie!

      Usuń
  10. Z Tobą to nie sposób sie nudzić:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W internecie to jeszcze spokojnie jest, wyobraź sobie to wszystko na żywo ;)))

      Usuń
  11. Cudnie to opowiedziałaś! a pointa powalająca....Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi szalenie, że się spodobało :))))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  12. Niestety, wszystkie urządzenia są teraz tak produkowane, żeby po upływie gwarancji szlag je po prostu trafił! Rozmawiałam niedawno ze specem w tej dziedzinie, który naprawiał nam pralkę. Chcę tu zaznaczyć, że moja pralka to staruszka firmy "Miele", która popsuła się dopiero po... siedemnastu latach! Teraz takich solidnych już nie produkują, nawet jak urządzenie nosi nazwę "Miele", to i tak tyle już nie pochodzi...
    A dlaczego? Zeby ludzie kupowali nowe! Dlatego użwa się byle jakich materiałów i interes nadal się kręci... Nie opłaci się naprawiać telewizorów, mikserów, lodówek, etc., bo czasami nawet drobne urządzenia są tak skręcone, że nie idzie ich odkręcić - ot," jednorazówki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się era jednorazówek nastała nam miłościwie :))) Góry śmieci rosną a nasze kieszenie pustoszeją w tempie niesamowitym. Z takich starych sprzętów to mam już tylko mikrofalówkę. Jest z tych pierwszych, które się pojawiły na rynku i jest z nami już od 20 lat
      Dorotko, ściskam mocno i buziaki ślę :))))))

      Usuń
  13. No tak u mnie pralka siada...buczy i prać się jej nie chce:):):
    Życzę Twojej lodówce Zosiu 200 lat!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja pralka już po wymianie, miejmy nadzieję że z tą lodówką zdążę się "zaprzyjaźnić" :)

      Usuń
    2. na pewno:):

      Usuń
  14. Olá...
    Recebí o gráfico por email.
    Muito obrigada pelo carinho
    e atenção!
    Adorei, beijo
    Ivete

    *

    OdpowiedzUsuń